środa, 13 marca 2013

NYX - I dream of Barbados

Dużo czytałam o amerykańskiej marce NYX i nie ukrywam, że ostrzyłam sobie ząbki na jej produkty. Ponadto, kiedy zamawiałam trzymiesięczną subskrypcję Glossyboxa nieśmiało liczyłam na kosmetyki tej firmy, jak na razie moje życzenie nie zostało spełnione :( Ale nie ma tego złego, wzięłam sprawy w swoje ręce i wybrałam się do pierwszego firmowego salonu NYX'a w Polsce, który od połowy grudnia ubiegłego roku działa w warszawskim centrum handlowym Blue City (dla miłośniczek NYX'a z innych miast istnieje możliwość zakupu wymarzonych kosmetyków przez internet).

Salon jest niewielki, ale jest w nim wszystko to, co miłośniczki makijażu kochają najbardziej: ogromny wybór szminek, błyszczyków, cieni do powiek, róży do policzków (prasowane, w kremie, w sztyfcie), pudrów, lakierów do paznokci etc. Dostałam istnego oczopląsu, wszystkiego chciałam dotknąć, pomacać i najchętniej wyjść z połową asortymentu :D Wystrój jest czarno-biały, minimalistyczny, elegancki, bardzo mi się podoba i kojarzy mi się z salonami naszego Inglota. Na pewno zajrzę tam jeszcze nie raz, zwłaszcza, że pierwszy, co prawda dość skromny, zakup okazał się strzałem w dziesiątkę.

Co wybrałam z bogatej oferty firmy? Paletkę pięciu cieni do powiek o wdzięcznej nazwie I dream of Barbados. Składają się na nią cienie w odcieniach szarości, różu i fioletu. Takiego połączenia jeszcze nie miałam, a że od dłuższego czasu chodził za mną makijaż właśnie w takich kolorach to nie zastanawiałam się długo. I wiecie co? To chyba jedne z najlepszych cieni jakie kiedykolwiek przeszły przez moje ręce. Ale zacznę od początku.

Opakowanie: paletka zapakowana jest w czarny kartonik z białymi napisami, z tyłu znajdują się na nim numer oraz nazwa kosmetyku a także jego skład i miejsce produkcji. Po otwarciu pudełeczka znajdziemy w nim czarną, błyszczącą, solidną, plastikową kasetkę z logo marki, nazwą produktu i palmą, taką samą jak na kartoniku (cienie pochodzą z kolekcji The Carribean).




Po otwarciu kasetki naszym oczom ukazuje się pięć, całkiem sporych, okrągłych cieni, dwa aplikatory i lusterko na pokrywie. Całość zamyka się głośnym kliknięciem, więc kasetka nie powinna nam się przypadkowo otworzyć.  Nie wiem jak Wam, ale mnie ta paletka kojarzy się trochę z tymi z IsaDory.









Cienie okazały się po prostu świetne. Są dobrze napigmentowane, miękkie, bardzo dobrze nabiera się je na pędzel, w ogóle się nie osypują i świetnie blendują. Mają połyskujące wykończenie, ładnie rozświetlające spojrzenie i trwają na powiece cały dzień, nie blakną, jednak zaznaczam, że tak jak wszystkie inne cienie, nakładam je na bazę i są na niej po prostu nie do zdarcia. Na ten moment stały się moim numerem jeden razem z cieniami z Pupy. Makijaż nimi to czysta przyjemność.

Moje ulubione odcienie z palety to pierwszy, środkowy i ostatni, najciemniejszego używam na linię rzęs a przedostaniego, jasnoszarego cienia do rozświetlenia wewnętrznego kącika. Można nimi uzyskać zarówno delikatny makijaż na dzień jak i intensywny makijaż wieczorowy.

Największa niespodzianka? Cena! Za ten świetny jakościowo produkt zapłaciłam ... (uwaga, uwaga!) ... 29,90 PLN! Prawie się przewróciłam z wrażenia przy kasie. Dla porównania, cienie IsaDory zamknięte w niemalże identycznej kasetce kosztują prawie trzy razy tyle, a jakościowo są porównywalne, chociaż osobiście skłaniałabym się właśnie ku NYX'owi. Dla mnie to dodatkowy atut tego produktu.

Na chwilę obecną mam chrapkę jeszcze na dwa produkty od NYX: róż w kremie i zieloną bazę pod makijaż :) Czytałam też, że mają rewelacyjne szminki.

NYX... znacie, lubicie, używacie? Co polecacie do wypróbowania?

3 komentarze:

Serdecznie dziękuję za Wasze komentarze, każdy czytam, z każdego się cieszę i każdy kolejny to dla mnie motywacja do dalszego blogowania :)